5 listopada, 2025

Nasi absolwenci.

Prezentujemy kolejny wywiad z absolwentką naszego Liceum im. Lotników Amerykańskich, które ma już dwadzieścia lat!
Z Małgorzatą Krzemińską rozmawiała Kostka z klasy trzeciej:
Konstancja Wasilewska: Jak wyglądały pierwsze lata w szkole?
Małgorzata
Krzemińska: W pierwszej klasie było osiem osób, trudno za kimś się schować, przy dużym „szczęściu” było się nawet
parokrotnie na lekcjach pytanym. To był duży plus ze względu
na to, że na lekcjach można było dużo skorzystać, ale rzeczywiście
wiązało to się ze sporym stresem. Bardzo dobrze wspominam wszelkie
wyjazdy integracyjne oraz to, że nauczyciele zawsze byli za nami, można
było z nimi porozmawiać i poświęcali dużo uwagi nie tylko sprawom
związanym ze szkołą, ale po prostu, nam.

K.W.: Jak wyglądały Wasze przerwy?
M.K.: Kiedyś
graliśmy w ping-pong’a, przez jakiś czas mieliśmy radio szkolne, więc
troszkę się działo, ale przede wszystkim gadaliśmy, wygłupialiśmy się,
czasem rozmawiało się o lekcjach, ale też przez jakiś czas graliśmy w
karty.

Pamiętam też te pierwsze miłości, zakochania, czajenie się „a gdzie kolega?”, „co on robi?” tego typu rzeczy. 🙂
K.W.: Co jedliście w szkole? Czy były obiady albo sklepik?
M.K.:
Tak, sklepik był, obiady też. Pamiętam, że sklepik chyba rotacyjnie
prowadziliśmy. I pamiętam też czasy, kiedy weszły Pawełki i one
robiły furorę w tym sklepiku.

K.W.: Jak wyglądały szkolne uroczystości?
M.K.:
Najbardziej pamiętam studniówki z liceum, ponieważ w liceum było niewielu
uczniów, wszystkie starsze klasy były malutkie w związku z tym we
wszystkich studniówkach uczestniczyliśmy wspólnie. Z największym
sentymentem wspominam moją studniówkę, która odbywała się poza szkołą,
na Starówce w restauracji, nie pamiętam już jak się nazywa. Byłam wtedy
na antybiotyku, miałam 39 stopni gorączki, ale uparłam się, że MUSZĘ być
na swojej studniówce! 🙂

Poza tym wyjazdy integracyjne, chyba nigdy w życiu nie nachodziłam się tak po górach!
K.W.: Makijaż, farbowane włosy, do jakiego stopnia takie rzeczy były dozwolone?
M.K.:Nie
było to dozwolone, aczkolwiek staraliśmy się jakoś to wyminąć, odrobinę
tuszowałyśmy rzęsy, czy jeśli miało się jakąś farbę, ja miałam blond
refleksy wyglądające naturalnie, wtedy jeszcze było to dozwolone.

Jeśli
chodzi o paznokcie to tylko jakiś bezbarwny, makijaż później był
dozwolony, ale nie jakiś wyzywający, tak samo ubrania, wszystko w
granicach rozsądku.
K.W.: Jaka panowała moda?
M.K.:
Nie przypominam sobie momentu, w którym wszyscy wyglądalibyśmy tak samo,
u mnie w klasie było dużo indywidualistów, więc ubieraliśmy się bardzo
różnorodnie. Każdy ubierał się tak jak lubił, tak jak czuł się dobrze.

Myślę, że było podobnie jak teraz, ogromna różnorodność, nie koniecznie jeden nurt z którego korzystają wszyscy.

K.W.: Czy wciąż utrzymuje Pani kontakt ze znajomymi z klasy?
M.K.:
Z nielicznymi osobami, przyznam szczerze, że trochę te kontakty
zaniedbałam, czego żałuję. Wiem, że wiele osób z mojej klasy utrzymuje
jednak te znajomości, więc da się to zrobić.

K.W.: Jaką wycieczkę zapamiętała Pani najbardziej?
M.K.:
Myślę, że jedną z takich wycieczek była wycieczka w liceum, podczas której mieliśmy otrzęsiny, same otrzęsiny były pamiętne, zgubiliśmy się
też wtedy w górach, bo trochę przesadziliśmy z odległością i jak już
wracaliśmy to się mocno ściemniło, a druga grupa bardzo się wystraszyła,
bo nie wiedziała, co z nami się dzieje.

Bardzo dobrze
wspominam też ostatni wyjazd, kiedy byliśmy już w klasie maturalnej do
Zakopanego z panem Kowalskim i pamiętam, że wtedy pierwszy raz poczułam
się taka dorosła, miałam takie poczucie, że nauczyciele traktują nas na
równi.

K.W.: Jakie widzi Pani zmiany?
M.K.:
Ogromne! Kiedy parę lat temu tu byłam, prowadziłam zajęcia też
warsztatowe, to też pamiętam, że był to już ten budynek, ale nie było
tej atmosfery, teraz widzę, że wisi tu dużo waszych prac, macie kanapy,
kawiarenkę, więc na pewno pod względem wizualnym widzę ogromne zmiany. Od jakiegoś czasu pan Kowalski zaprasza mnie na przeróżne
spotkania, na które niestety nie mogłam znaleźć czasu ze względu na moją
pasję podróżniczą, natomiast widzę, że zaczyna się dużo dziać w związku z
20-leciem liceum.

K.W.: Czy szkoła ukierunkowała Panią w jakiś sposób?
M.K.:
Na pewno wiedziałam już w szkole, że jestem bardziej umysłem
humanistycznym niż ścisłym. Szkoła dała mi przede wszystkim różne
możliwości rozwoju, mieliśmy różne kółka zainteresowań, dzięki czemu
można było spróbować wielu rzeczy, choć przez to trudno było się
zdecydować.

Przez długi czas byłam na przykład przekonana, że
pójdę na ASP, bardzo chciałam być architektem wnętrz, ale stchórzyłam
przed egzaminem, mając gotową teczkę.
Mój drugi plan to była
właśnie psychologia, bo zawsze uchodziłam za osobę, której można się
wyżalić, która wysłucha i doradzi i miałam takie poczucie, że chciałam
pomagać ludziom, choć bardzo bałam się, że nie będę się umiała od tego
odciąć, ale studia nauczyły mnie trochę inaczej na to patrzeć.

Na
początku bardzo się tego bałam w związku z tym poszłam na prawo i rok
byłam na prawie, tam odkryłam, że to nie to. Po tym roku zmieniłam
studia na psychologię i wiedziałam, że to jest to, choć nie
spodziewałam się, że będę pracowała akurat w szpitalu psychiatrycznym.

K.W.: Ostatnie pytanie: za czym najbardziej Pani tęskni?
M.K.:
Myślę, że czasami brakuje mi tego, że kiedyś nie musiałam podejmować
tylu ważnych decyzji, bardziej żyłam chwilą, myślę że czułam się
bezpieczniej. Teraz wszystko jest w moich rękach, a czasem chciałabym,
żeby ktoś podjął tę decyzję za mnie. Na pewno tego mi brakuje.

K.W.: Bardzo dziękuję za wywiad!

I jeszcze fotografie:

„wczoraj”:

I „dziś” podczas warsztatów z klasą trzecią naszego gimnazjum:


 

Dodaj komentarz

Share this content