Mocnym akcentem rozpoczęło swoją tegoroczną działalność Koło Miłośników Teatru. Repertuar dobieramy bardzo starannie do odpowiedniego etapu edukacyjnego. I tak klasy licealne wybrały się w ostatni czwartek na przedstawienie “Tytus Andronikus” do Multikina. Była to retransmisja sztuki Szekspira w wykonaniu Royal Shakespeare Company, w reżyserii Blanche McIntyre z Davidem Troughtonem w roli tytułowej.
Ania z klasy 2L podzieliła się swoimi wrażeniami:
się
wraz
z klasą
do
Multikina na sztukę Williama Szekspira
,,Tytus Andronikus”. Transmitowana w kinie wersja
wystawiona została przez zespół
teatralny
RSC, a wyreżyserowała
ją
Blanche
McIntyre. W rolę tytułowego
bohatera wcielił się
David
Troughton. Inne postacie, na które warto zwrócić
uwagę,
to: córka
Tytusa, Lawinia (Hannah Morrish), cesarzowa Tamora (Nia Gwynne), Marcus
Andronikus (Patrick Drury), Saturninus (Martin Hutson), wybrany na cesarza
Rzymu i dawny niewolnik, kochanek Tamory, Aaron (Stefan Adegbola).
Andronikus” to jeden z
najbardziej krwawych, a przez to najtrudniejszych do przedstawienia na scenie,
dramatów
Szekspira. Opowiada historię zwycięskiego
wodza, który powraca do Rzymu z wyprawy przeciw
Barbarzyńcom.
Zgodnie z tradycją, powracając
musi on poświęcić
jednego
z jeńców
wojennych: wybiera Alarbusa, najstarszego syna królowej
Gotów,
Tamory. Pomimo jej błagań,
młodzieniec
zostaje stracony. Rzymianie chcą wybrać
Andronikusa
na swojego cesarza, on jednak, ze względu
na swój
wiek, odmawia i oddaje urząd Saturninusowi,
synowi poprzedniego cesarza. Nowy władca
postanawia poślubić
córkę
Tytusa,
Lawinię,
ona jednak ucieka wraz ze swoim poprzednim narzeczonym. W związku
z tym, Saturninus żeni się
z
Tamorą,
czyniąc
ją
nową
cesarzową,
co daje jej idealną okazję
do
zemszczenia się na Tytusie
Andronikusie i jego rodzinie.
obecnie moda na przedstawianie klasycznych dzieł
w
sposób
nowoczesny, tak, jakby działy się
one
w czasach nam współczesnych. ,,Tytus Andronikus”
nie
był
w
tej kwestii wyjątkiem – na scenie mogliśmy
zobaczyć
aktorów
robiących
sobie zdjęcia smartfonem a także
dziennikarzy i konferencję prasową.
Sam pomysł jest bardzo dobry –
zwłaszcza,
że
tematyka tej akurat sztuki bardzo pasuje do aktualnych problemów:
zamieszki, dyskryminacja, a także okrucieństwo
wobec innych, zwłaszcza kobiet, to sprawy, o których
słyszymy
w wiadomościach niemal codziennie. Jednak wzniosły,
piękny
język
jakim posługiwał
się
Szekspir,
zupełnie
nie pasował mi do takiej
konwencji przedstawienia dzieła. Pomimo ubioru
aktorów
i nowoczesnych rekwizytów nie mogłam
oprzeć
się
wrażeniu,
że
znajduję
się
w
starożytnym
Rzymie, a wszystkie aktualne wstawki wydawały
mi się
zbyteczne.
Nie jest to w żadnym wypadku uwaga do scenografa:
Robert Innes Hopkins stworzył bardzo
wiarygodny obraz i gdyby oceniać wyłącznie
pod względem
wizualnym, sztuka była jak najbardziej współczesna.
Ja uważam
jednak, że
nowoczesne stroje i scenografia do Szekspira nie pasują,
a jedyną
receptą
na
udane przeniesienie go do dzisiejszych czasów
byłoby
uwspółcześnienie
także
oryginalnych dialogów.
Przedstawienie w formie takiej, jakim je widziałam,
wydawało
mi się
nieharmonijne
i słowa
wypowiadane przez aktorów zupełnie
nie pasowały mi do tego, co widziałam
na scenie.
tego, sztuka bardzo mi się podobała.
Zachwyciło
mnie wykorzystanie iluzji na scenie, aby przedstawić
najbardziej
krwawe wydarzenia. Oglądając
przedstawienie mogłabym przysiąc,
że
ręka
Tytusa Andronikusa naprawdę została
odcięta,
a przyniesione w plastikowych torebkach głowy
jego synów
kilka minut wcześniej oddzielono od reszty ciała.
Realizm tego przedstawienia sprawiał,
że
sztukę
momentami
trudno się oglądało,
ale wydaje mi się, że
scenarzyście
właśnie
o to chodziło: byśmy
choć
raz
nie mogli odwrócić
wzroku
od tego, jak naprawdę wygląda
rzeczywistość; by od krwi i cierpienia nie dało
się
uciec,
a widz został zmuszony do
zastanowienia się nad losem bohaterów
i przeżycia
ich bólu.
brawa należą się
aktorom,
którzy
ani na chwilę nie zdradzili, że
przedstawiane przez nich wydarzenia są
tylko
grą.
Zachwyciła
mnie Hannah Morrish, odtwórczyni roli Lawinii, która
nie wypowiadając ani słowa
przekazała
nam cierpienie, samotność i uczucie zdrady, z
jakimi się zmagała.
Inną
postacią,
na którą
zwróciłam
szczególną
uwagę,
był
Stefan
Adegbola, grający Aarona. Wcielił
się
w
postać
złego
do szpiku kości kochanka Tamory tak wiarygodnie, że
musiałam
długo
przekonywać samą
siebie,
że
lubię
go
jako aktora, ponieważ słowa
wypowiadane przez jego bohatera tak silnie utkwiły
mi w pamięci. Najlepszy okazał
się
moim
zdaniem David Troughton jako Tytus Andronikus. Jego znakomita gra aktorska
pozwoliła
Tamorze uwierzyć, że
naprawdę
postradał
zmysły,
jednocześnie
dając
publiczności do zrozumienia, że
jego obłęd
jest jedynie podstępną
intrygą.
Dzięki
niemu ta poważna i trudna sztuka wywoływała
momentami śmiech, a tragiczny koniec nie wydawał
się
aż
tak
niesprawiedliwy, bo widz wciąż myślał
wyłącznie
o jego zachowaniu w trakcie kolacji.
dodatkiem były pokazane przed projekcją,
a także
podczas przerwy, wywiady z reżyserem, scenografem
i niektórymi
osobami z obsady. Pozwoliły mi one nieco inaczej spojrzeć
na
sztukę
i
uzmysłowiły
mi, jak wiele pracy włożono
w przygotowanie jej.
Podsumowując, sztuka ,,Tytus Andronikus” bardzo mi się podobała.
Chociaż mam do niej kilka uwag, zdecydowanie nie uważam, że zmarnowałam czas
oglądając ją, a postacie i dialogi na długo zapadły mi w pamięć. Polecam każdemu,
kto ma taką możliwość, wybranie się do kina czy teatru i zapoznanie się z
historią Tytusa.
Dziękujemy za świetną recenzję i czekamy na kolejne teatralne doznania!
You must log in to post a comment.